Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zresztą jak łania w lesie, wykołysana przez starca, przebujała młodość swoją, nie poznawszy, co boleść i cierpienie. Pan Jacek, choćby go na to stało, nie chciał wychowywać na wielką panią, raz, że potrzebaby nad nauką trochę dziecię pomęczyć, a na to zezwolić mu było bardzo ciężko; powtóre, że dla kobiety nie widział potrzeby innego wychowania nad staropolskie troskliwe czuwanie, by wzrastała czysta, święta, hoża, rumiana i wesoła. Frania też nic wcale się nie uczyła: umiała tyle ledwie, co Brzozowska, która jako tako czytała modlitwy, do których była przywykła na książce, i umiała się dość krzywo podpisać.
Oprócz tego nauczyła ją troskliwa opiekunka pobożnych kilku i światowych tekstów śpiewać, robić pończochę, szyć gładko, sny tłumaczyć, ziółka suszyć, piec baby, pierniki, tłuczeńce i makowniki i t. p.
Pan Kurdesz w głębi duszy był przekonany, że umiała bardzo dosyć.
W istocie, świata i ludzi nie znała bynajmniej biedna Frania, widząc przez świat zaczarowany bajek, podań i cudownych powieści całe czekające ją życie. Po jej główce, jak w skazce, chodzili jeszcze królewicze, przelatywały najdziksze złocone marzenia. Budziła się wesoła, zasypiała spokojna, żaden smutek nie zmarszczył jej czoła; nie miałaż prawa powiedzieć o sobie, że tak być musi, że tak zawsze będzie?
Frania była pięknem dziecięciem, ledwie siedmnastoletniem: czarne duże oczy, włos ciemny prześliczny, płeć trochę ogorzała, ale świeża, starego używszy porównania, jak pączek różany. Usta maluczkie, zęby bieluchne i drobne, ręka i noga kształtna, kibić zręczna, choć nie do zbytku wycieńczona, bo jej dano wzrosnąć i rozwinąć się swobodnie; a przytem śmiała, wesoła, raźna i niewinnie zalotna. Uśmiech nieustannie z kąta w kątek błądził po jej twarzy, pełnej wyrazu dobroci łagodnej i odwagi razem. Nic ją nigdy nie ulękło, nie rozumiała strachu: prawa córka szlachcica, gotowa była zuchwałego skarcić dłonią, z losem