Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chami, ubiorem, trzpiotowatemi gestami, zupełnie był podobny do młodzieńca; obrócony twarzą, wyglądał nieco inaczej.
Łysy całkiem, przyznawał się tylko trochę do łysiny, a peruka jego, zrobiona z największym kunsztem, kłamała mu resztę włosów; bez zębów, miał wstawione wyroby sławnego Rogersa, nie uderzające wprawdzie pięknością, któraby podrobienie zdradzała, ale wcale jeszcze pokaźne; chudy, wszystkie suknie miał wywatowane nadzwyczaj misternie, z głęboką znajomością nietylko ciała, ale i serca ludzkiego; nigdzie sztuki nie zdradzała przesada. Ubiór miał skromny i piękny, ale co na twarz poradzić! Ocet towarzystwa higjenicznego, kosmetyki Indyj i Afryki, woda książęca, eliksiry, pomady niewiele ją upiększyć i odmłodzić potrafiły. Zmarszczki, jakkolwiek powyciągane natył, odzywały się wszędzie, nos nie miał kształtu żadnego, usta rozeszły się zbytecznie nakształt wypracowanych bardzo rękawiczek; oczy nabrzmiały i zaczerwieniły się, zdając wyskakiwać z powiek...
Niesłychanie grzeczny, nadskakujący, posunął się zaraz ku hrabinie i hrabiance, a wiedząc, jak naszym kobieciętom pochlebia, gdy kto domy ich, wróciwszy z Paryża, chwali, nakręcił tak rozmowę, żeby mógł wyznać, iż pierwszy salon w Denderowie, smakiem, ubraniem, tem czemś nieopisanem, co nadaje piętno właściwe, przypomina mu salony Paryża i Faubourg Saint-Germain. Hrabina uczuła się niezmiernie połechtana i odparła, jak się czuje szczęśliwa z przybycia takiego sąsiada, gdy się zdawali skazani już na pożarcie parafjanom i, jak dawni chrześcijanie w cyrku, rzuceni tym potworom na pastwę.
Marszałek nadzwyczaj się uniósł nad dowcipnem porównaniem i tak szczęśliwie poczęta rozmowa, w której obie strony trafnie się głaskać umiały, poszła dalej żywo, a Farurej zręcznie potrafił do niej wmieszać Cesię. Cesi to pochlebiło, bo się lękała zostać opuszczoną, jak mała dziewczynka, i zmuszoną samej się nabijać dla okazania dowcipu i dojrzałości.