Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stroiki, sądząc, że jej w Żytkowie będą potrzebne, gdy wszedł znajomy jej Falankiewicz z Wacławem.
Pani podsędkowa mogła mieć lat około czterdziestu, ale zachowała się świeżo i zdrowo, a rumiane wydęte policzki świadczyły, że miała się dobrze i że jej na niczem nie zbywało. Na pierwszy rzut oka poznała wychowańca hrabiów z Denderowa i pochlebiło jej to niezmiernie, że ten, który dawał lekcje hrabiance, może uczyć synów. Wacław postanowił żądać wiele, żeby miał powód powiedzieć sobie:
— Cóżem winien, próbowałem, nie udało mi się. Rozum bowiem nie pozwalał odrzucać, a serce wstręt czuło nieprzezwyciężony.
— A! wszak to pan Wacław! a Bon soir, Monsieur Wacław! a to pan! Bardzom rada znaleźć znajomego w tym kraju!
— I ja, pani dobrodziejko.
— Jaki to pan Falankiewicz szczęśliwy, że na pana trafił.
— W istocie — odparł otyły metr, zukosa mierząc oczyma oboje — nie chwaląc się, bardzom szczęśliwy, bo widzę, że państwo się łatwo ułożą i będą z siebie kontenci.
Po tych grzecznościach przyszło do rzeczy, a Wacław pośpieszył zażądać wiele, by od siebie odstręczyć, ale Falankiewicz zgóry go zakrzyczał:
— Nie słuchaj, pani podsędkowo dobrodziejko! Musi on od tego odstąpić...
I jak zaczęli go męczyć we dwoje, artysta, który brzydził się tym targiem i przedawaniem siebie, znużony, nieco ustąpić musiał. Tak niespodzianie przyszło do zgody z radością wszystkich, ze smutkiem jego.
Chwycił się za głowę, wyszedłszy z tego domu, pomyślawszy, że się zaprzedał, a Falankiewicz powiódł go odurzonego danem słowem do winiarni i kazał się poić na rachunek należnego pośrednikowi mohoryczu; pożyczył wostatku kilka rubli u Wacława i tak go, uśmiechając się, odszedł.
Nazajutrz rano zaraz pani podsędkowa Dębicka ze