Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

miejscu, z jego młodością i talentem, wiedziałbym, nie chwaląc się, co zrobić! Oj! nigdybym tu nie mieszkał!
Wacław ruszył ramionami.
— Ale gdzież lepiej artyście? — spytał.
— Gdzie? Nie chwaląc się, wszędzie, — odparł Falankiewicz — byle nie tu: tu, panie, piekło! Ludzie albo głupi, albo źli, albo skąpi...
— Godziż się sądzić ich tak ostro, bez wyjątku?
— A! to jeszcze, nie chwaląc się, lekko — dodał. — Pan ich jeszcze nie znasz, ja, nie chwaląc się, wiele tu straciłem, a cóż zyskałem? Goły jestem, nie chwaląc się, jak i byłem, jak bizun; i żebyż wdzięczność, żeby trochę uczucia, żeby kto choć na imieniny wyszył mi poduszkę! Gdzie tam!
Wacławowi wszystkie te czcze perory nie trafiały do serca, czuł w nich, jeśli nie zdradę, bo tej domyślać się nie mógł, to przynajmniej głupotę i deklamację oklepaną; Falankiewicz tymczasem mówił a mówił i powtarzał nieustannie swe skargi i żale, mnożąc czernidła, któremiby mógł Wacławowi pobyt w Żytkowie obmierzić. Wacław siedział i słuchał zimno.
Postrzegł po niejakim czasie pan metr, że niewiele wskórał i, uplótłszy projekcik, czekał, żeby mu się zdarzyła zręczność przyprowadzić go do skutku. Trafiło się właśnie wkrótce, że przybyła z prowincji do Żytkowa pani jakaś, szukająca dla dzieci nauczyciela muzyki. Falankiewicz, dowiedziawszy się o tem, wpadł zaraz do Wacława z miną triumfującą dobroczyńcy, zacierając ręce i czuba, i zawołał:
— Zawsze miałem prawdziwą przyjaźń dla pana Wacława...
— Prawdziwie, radbym na nią zasłużyć, chciałbym ją zawdzięczyć.
— Przyjaźń moja, nie chwaląc się, jest bezinteresowna, — rzekł Falankiewicz, zasiadając — każ mi dać fajki i czem się ochłodzić, choćby kieliszek wódki.
Po chwili spoczynku, protektorskim tonem przybyły ciągnął dalej: