Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żym świecie nie wiedząc, gdy już sekwestr rozciągano. Był właśnie niedaleko od Wulki i pośpieszył do rotmistrza z tą przerażającą wiadomością, aby się wspólnie naradzić nad tem, co czynić wypadało, wiedział bowiem, że rotmistrz daleko znaczniejszą sumę miał u hrabiego.
Kurdesz, swoim zwyczajem, był w podwórku i rozmawiał z gumiennym, gdy Pęczkowski nadjechał i, ledwie zsiadłszy z wózka, pochwycił go za rękę, wprowadził do pierwszej izby, a obejrzawszy się dokoła, z wyrazem rozpaczy, ze łzami w głosie, z boleścią zawołał:
— Rotmistrzu! wiesz, co się dzieje? wiesz okropną nowinę?!
— Cóż takiego?... Austrjacy!...
— Zginęliśmy z kretesem!
— Gdzie? co? jak? — spytał spokojnie stary. — Cóż to się stało, kochany panie? Uspokójno się! nie mieszaj! O czem chcesz mówić?
— Wiesz, że ten szatan Dendera bankrutuje! Już mu za kaucję zajęto klucz Słomnicki, a reszta majątku ledwie na wierzycieli wystarczy!
— Co bo pleciesz?
— Ale tak jest! Abramko jedzie wprost z Żytkowa: sekwestr na Słomniki niezawodny; wyrabiać się chciał kręciel, ale ze skarbem nie mógł. Jeszcze bestja u mnie dziesięć tysięcy, wyjeżdżając, wysmoktał! Niechże łzy moje i łzy moich dzieci, i praca moja spadnie na jego duszę!
— Uspokój się, panie Kasprze! — kręcąc wąsa, rzekł pan rotmistrz. — Siadaj, pogadajmy porządnie. Tu nie kląć trzeba, ale radzić. Niema się tak dalece czego lękać. Choćby mu klucz Słomnicki zabrali, ma czem odpowiedzieć z Denderowa: ma tam coś i po żonie.
— O, ba! żona się nie pisała do skryptów!
— To mniejsza.
— Ale pan masz coś grubo u niego?
— Dwakroć, kochany panie Kasprze!