Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szni, samo nazwanie obudzą nieufność i wstręty; on a beau avoir un titre, un comte polonais est toujours soupçonné. Na kieszeń ciągłe napady, spokoju nigdy... Z najprzyzwoitszemi Moskalami solidarność narodowa niedozwoliła żyć.... Niemcy na nas patrzą koso... a w ostatku ta emigracja! ta demokracja! ci czerwoni....
Musisz przez patrjotyzm jeść barszcz, czytać niesmaczne powieści, chodzić na teatr brudny, dawać pieniądze i całować się z ludźmi, których ojcowie byli u naszych oficjalistami!!! Naostatek jeszcze cię w gazetach opiszą za guziki od liberij, herb na ganku, lub angielskiego konia...
Nie — nie! wolałbym być Hotentotem... to przynajmniej obudzałoby ciekawość, gdy imie Polaka to prawie synonym awanturnika i włóczęgi.
Domówił tych słów, gdy milcząca panna Celina, jak gdyby dłużej oburzenia powstrzymać nie mogła, zawołała.
— Ale ja sądzę, żeś pan hrabia dawno się musiał wyrzec tego imienia... bom go czytała w almanachu szlachty pruskiej...
Hrabia spojrzał na nią bacznie, i zarazem dopatrzył pewnego znaku niecierpliwości na twarzy matki.
— W istocie liczę się do Pruskiej szlachty, rzekł, opłakuję tylko niemożność starcia z nazwiska cechy pierworodnej. Czy panią to dziwi?
— Mnie? nie, odparła Celina, — są ludzie wszędzie, którzy od cierpienia i widoku jego uciekają. —