Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niósł głowę, słuchał, dwie łzy płynęły mu po twarzy, potém powoli spuścił ją na piersi, pobladł i drżeć zaczął....
— Mój bracie — pułkowniku... szepnął niewyraźnie bełkocząc — podaj mi rękę — chcę na chwilę wstać od stołu... coś mi się słabo zrobiło, spocznę trochę, ty mnie zastąpisz....
Stary towarzysz pochylił się ku gospodarzowi — ale już on był zamilkł, konwulsyjnie rękami chwytał za stół, chcąc się podnieść, a nie mógł... twarz mu straszliwie bielała....
O. Paweł z drugiego końca stoła zobaczywszy co się dzieje, przestraszony, porwał się, popchnął krzesło, które się obaliło i pobiegł do Tatka.
— Co to ci jest? co się stało? zawołał chwytając go w ramiona.
— Nic, nic — czuję się trochę niedobrze — ten gwar... gorąco... spocznę chwilę i powrócę do was....
To mówiąc odzyskał uśmiech i wyraz łagodny, oczy mu błysły i powstał drżący....
— Bracia moi! zaklinam was, rzekł wysilonym głosem, zaklinam was...

Kochajmy się...

Gdy tych słów domawiał a pot mu czoło oblał, kielich właśnie do niego powracał... drżącemi dłońmi objął go chciwie, pochwycił, chciał ponieść do ust... ale sił zabrakło... pochylił się ku krzesłu na pół omdlały, a szkło wytrącone z rąk, padło na ziemię rozpryskując się w tysiąc kawałków....
Doktór przybyły z Paryża, który siedział w dru-