Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ich jak dzieci — ale czasem wpatrzywszy się — to bym tłukł....
— Czasem i ja boleję, gdy ich zobaczę w złą chwilę — odparł Tatko — ale ja o nich nie rozpaczam... ani o sprawie dzięki Bogu. W najgorszych coś się potém polskiego odezwie. Dla duchowego ich ubóstwa nić narodowych tradycij nie zostanie przerwaną.... Wszystkie narodowości, które zczezły marnie — wedle staroświeckiego wyrażenia — poginęły nie inaczej jak przez gwałtowny wpływ jakiś, który zerwał tradycje i ich, jak gałąź od pnia odciętą, obalił na ziemię. — Gałąź żyła chwilę — i uschła, lub puściła czepiając się ziemi i stała się mizernym krzakiem. Dopóki trwa tradycja polska i przerabia się a kształtuje do potrzeb wieku, póty i żywota naszego — oderwawszy się od niej, przepadlibyśmy....
Młodzież nasza, niestety — niewiele dziś dba o polską ideę.... Coś to podobnego z patrjotyzmem się stało, jak bywa u ludzi wybrednych z jedzeniem. Wykwintne usta nie tkną łyżki, z której jadł biedny chłopisko, taksamo u nas patrjotyzmu tykać teraz nie w modzie, bo go demokratyczne ręce czy usta im zbrukały.... Ale to przejdzie. — Z młodzieży wiele pójdzie w plewę, zawsze jednak zostanie trochę takich, co tradycją przeniosą dalej i nici się zerwać nie dadzą. — Nie rozpaczajmy....
— Daj to Boże — westchnął pułkownik. — Polska — słusznie to powiedziano, samobójstwem tylko zginąć może.