Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ojca duchownego, dała się nietylko od wypowiedzenia wojny powstrzymać — co więcej przyjęła na się tajne jakieś posłannictwo, i polecenie przyjaznego zbliżenia się do tej rodziny z zapewnieniem, że oprócz Celiny — panie te znajdzie w zupełnej harmonii pojęć z sobą. Nie umiemy wytłumaczyć celu tej strategij — to pewna jednak, że zoczywszy hrabinę i Fanny odstępujące od grupy potępionych i odosobnione, panna Dorota przybliżyła się ku nim ze słodkim bardzo uśmiechem.
Jakie było usposobienie tych pań dla znanej dewotki, oznaczyć trudno — obawiano się jej, uznawano potęgę, nieśmiano zbytnio zbliżać ani zrywać zupełnie. — Hrabina więc powitała ją spiesznym uściskiem dłoni i dygiem pełnym poszanowania.
— Jakże dawno! dawno nie miałyśmy przyjemności się spotkać! szepnęła matka. Fanny dodała — IL y a des siècles!
— Cóż dziwnego — to wina moja, westchnęła panna Dorota — ja mało widuję świata a panie do niego należycie, i jesteście jego ozdobą — mam tyle do czynienia... tyle obowiązków... i moją smutną twarzą nie chcę żadnego towarzystwa ochmurzać... a potém....
Spuściła oczy nie domawiając.
— A! wiemy i znamy jej pobożność i dobre uczynki... dodała hrabina.
— O! pani....
Panna Dorota odsunęła się nieco unikając, aby