Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Leży ranny, a pani Eliza jest jego aniołem... stróżem....
Cesia ruszyła ramionami.
— Mówię, jak ojciec — duchowny, dodał Tatko, — oba ideały te przynoszą zaszczyt trafnemu wyborowi pani. — Nie gniewaj się, lepszego nade mnie niemasz przyjaciela.
— Nie gniewam się, ale się dziwię i śmieję.
— Śmiać się pozwalam — mówił stary... smucić się, chorować i rozpaczać nie wolno. Świat wielki, przyszłość jasna....
Ideał spadając na ziemię rozbił się na tysiąc kawałków, całego niema nigdzie, a okruchów tych znajdziesz pani bardzo wiele.... Poczciwy artysta ma w sobie dosyć samorodnego ideału, zacny i jenjalny poeta ma go więcej jeszcze, ale w niepozornej szacie, żaden z nich nie jest tém, czém pani marzyłaś. — Równych obu znajdziesz pani wielu.... O poecie niema co myśleć... artysta wrócił do sztuki....
— Jakto? i do Rzymu? spytała Cecylja — kiedy?
— Powrócił razem ze mną, mówił Tatko... jeździłem po niego do Bolonji i przywiozłem.
— Dziwnie jest przecież niegrzeczny, że mi nawet karty nie rzucił wróciwszy....
Stary zamilkł.
Panna Cecylja powtórzyła zimno:
— Niegrzeczny.
— Cóż pani wymagasz, form światowych po poczciwym chłopcu wiejskim? — począł powoli. Jest to jenjalny chłopek, który prędzej zostanie Michałem