Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mieniał z pod słomianego swego kapelusza, z wielkiemi skrzydłami....
Podróż do Rzymu odbył Czarny na koszcie staruszka, który mu ją jak mógł uprzyjemniał. Nie wydała się też długą, bo ją zajęły nieskończone rozprawy i opowiadania. Tatko miał z długoletniego doświadczenia tysiące zapamiętanych przykładów, które lubił przywodzić dla poparcia dowodzeń. —
W dniu przybycia do Rzymu, rozkuł się jeden z koni na drodze, powożący stanął przed gospodą, zaczęto długą nad nogą zwierzęcia rozprawę, stracono kilka godzin na przypiłowywanie podkowy i podróżni zamiast około południa, jak byli powinni, przyjechali do stolicy nad wieczorem.
Beppo zabrawszy tłumoczki co żywo udał się na stare swe mieszkanie. Marja, matka Poli, siedziała przede drzwiami opłukując warzywo, gdy się jej zjawił ten gość niespodziany. Zdziwiła się niezmiernie, a że myślała o córce, odezwała się nie witając go nawet:
— A Pola? co się stało z Polą?
— Widziałem ją na odjezdném z Bolonij, rzekł Beppo, ale nie wiem kiedy powróci. Mówiła mi że babka zdrowa i że się wprędce na powrót wybierze.
Na wspomnienie o babce stara pokręciła głową, zrozumiała kłamstwo dziewczyny....
Chciał Czarny iść wprost do dawnego mieszkania, gdy go Maria pociągnęła za połę.
— Ale wy tam gościa macie! rzekła.
— Gościa? jakiego? spytał Beppo.