Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

młodszą. Szczątki piękności wydawała jeszcze mała pomarszczona twarzyczka, a pulchniutka figurka zawsze była przybrana z wielką czystością i staraniem. Burgrabia przyznawał się czasem, że się w żonie dotąd kochał, jak gdy — dodawał śmiejąc się — to głupstwo zrobił, że się z nią ożenił. Do podobnych mniej grzecznych konceptów jejmość była przywykła, nie nadwerężały one małżeńskiego pożycia.
W pierwszych latach po pobraniu się, Prozorowiczowie mieli syna — było to dziecię wielkich nadziei, stracili go piętnastoletnim i dotąd opłakać nie mogli. Sama chodziła co tygodnia na cmentarz na grób Stefunia, on wspominał często o nim ze łzą w oku.
Staruszkowie zajmowali prawą część dworku sienią na przestrzał przedzielonego — na lewo były trzy pokoje pańskie, ze staroświecka umeblowane, zawsze gotowe na przyjęcie Marszałkowej. Był to rodzaj pokoju bawialnego z kanapą, krzesłami, kantorkiem i piecem kaflowym... gabinet i sypialnia.
Od dawna Znińscy mieli też tu kredens, kuchnię i wszystko czego w czasie pobytu potrzebować mogli. Nie było wytwornie, ale czysto i zacisznie. Oboje Prozorowicze tak sumiennie strzegli tego pustego mieszkania, iż mając choćby najwięcej gości i najpilniejszą potrzebę posłużenia się niem, nigdy go nie tknęli. Co tydzień służąca robiła tu porządek, otwierano okna, a zimą kiedy niekiedy przepalano, ażeby niedopuścić wilgoci.
Prozorowicz pędził życie dosyć próżniacze na pozór, ale go wszystko jeszcze żywo obchodziło, miał jedną lub dwie gazety, aby się z nich coś de publicis dowiedzieć, czasem tylko czytywał, na nabożeństwa pilno uczęszczał do katedry i ze znajomemi obcować lubił.
Sprawy gubernialne, prowincyi, miasteczka, wypadki jarmarków Berdyczowskich, zmiany urzędni-