Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lubiła i już się nawet po troszę nad nim znęcała, ucząc zawczasu kobiecego rzemiosła.
Gospodyni domu, na widok prawnika, olśnioną została natychmiast myślą oddania mu w opiekę przyjaciółki i szepnęła jej o tem.
Bernard, jako z profesyi anioł, był naturalnie nie praktycznym, i innym mu być nie wypadało... piękna Seweryna chwyciła się oburącz tej szczęśliwej idei opiekuna.
Obie panie czasu ani chwili nie tracąc, wpadły obcesowo, na spokojnie przypatrującego się im prawnika.
Po krótkiej naradzie, rzecz już była stanowczo nieodwołalnie rozstrzygniętą. Gospodyni wiodąc za rękę przyjaciółkę, przedstawiła ją po raz wtóry Grzybowiczowi.
— To moja siostra serca — siostra ducha — panie Grzybowicz, odezwała się — ja ją pańskiej opiece polecam i oddaję. Jeźli mam cokolwiek przyjaźni u pana — poświęcisz się jej sprawie z zapałem... Zasługuje na to, jako najnieszczęśliwsza istota. Pan będziesz jej zbawcą, obrońcą.
Grzybowicz kłaniał się pokornie, milcząco, bez tego ognia i usłużności, do jakiej pani Rumińska była nawykłą z jego strony. Seweryna starała się go podbić oczyma, których znała potęgę... ale pan Zacharyasz ukradkiem spojrzawszy w nie, sam spuścił wzrok pomięszany — co dziwniej nie spieszył z odpowiedzią.
— Kochany panie Grzybowicz, kończyła wdowa, jeśli mi pan co dobrego życzysz, weź ją w opiekę... ona panu sama opowie, co z tym tyranem ucierpiała, ona żyć nie może z nim... Ledwie żywa tu uciekła.
Milczał prawnik. Pociągnięto go do stolika, na którym stała lampa, posadzono piękną Sewerynę na kanapie, gospodyni siadła z jednej, Grzybowicz siąść musiał z drugiej strony, a mała Julka przytu-