starali się wieści, jakie chodziły o nim, obrócić na korzyść jego. Było coś tajemniczego w tem, lecz wierzyli wszyscy, znając Bużeńskiego, że nic honorowi jego uwłaczającego być nie mogło.
Zaraz po przybyciu, co najpilniej posłał się porucznik dowiadywać, czy wojewodzicowa z mężem jest w Warszawie. Kalas życzył gorąco, by jej nie zastali. Stało się jednak inaczej. Starego Mościskiego nie było, ale córka z mężem właśnie jako gwiazda nowa przyświecała horyzontowi.
Spotkanie się było nieuchronnem.
Zerwikaptur sądził, że może zawczasu rozgłaszając o przybyciu Bużeńskiego, wypłoszy stąd piękną panią.
Wiedział dowodnie o tem, że przyjazd porucznika doszedł do jej wiadomości; nie ruszyła się jednak i nie zdawała chcieć zmienić życia trybu.
Porucznik potrzebował dni paru, nimby pierwsze wizyty oddawać począł. Ręka jego jeszcze wymagała pewnych ostrożności, lecz suknie tak zręcznie mu porozparano dla niej, że mógł, mimo to, ze zwykłą energją wystąpić.
Kalasowi się nie zwierzał już, gdzie i jak miał wojewodzicową Emilję po raz pierwszy powitać; nie chciał się bowiem przyznać do tego, że, gdy wprzódy gwałtownie sobie życzył tego spotkania, teraz zdawał je na losy i powiedział sobie, że to ma być udziałem przypadku.
Tymczasem kasztelanic, jak wszyscy owej epoki zabawiający się wesoło, był namiętnym graczem. Drugiego czy trzeciego dnia spotkał się w ulicy z szambelanem króla, u którego co wieczór grywano — można było nawet powiedzieć i co rano, bo najczęściej poczęta wieczorem gra przeciągała się do świtu.
Szambelan gwałtownie prosić go począł, aby na wieczerzę przybył koniecznie. Mieli być mężczyźni sami.
— Mam z sobą swego przyjaciela, Kalasantego — rzekł porucznik — opuścić go nie mogę.
— Przyjdźcie we dwu, proszę — dodał szambelan. — Plus on est des fous, plus on rit.[1]
O godzinie dziewiątej, nie bez bicia serca, Bużeński, po raz pierwszy od wypadku, ukazał się w gronie dawnych znajomych.
Powitano go radośnie, ale z należną dyskrecją, nie zarzucając pytaniami do zbytku. W liczbie gości, znajdujących się tu, uderzyła Bużeńskiego figura obca mu młodego, delikatnego, dosyć przystojnego jegomościa, który
- ↑ Więcej się błaznuje, więcej się śmieje.