Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zdaję na ciebie komendę — odezwał się porucznik — rób jak chcesz, byle w drogę raz... w pole, na świat i adieu — tym murom, które mnie tak długo trzymały. No, ale wiesz co, Kalas, śmiej się ze mnie, dalipan że mi tych trutniów mnichów żal będzie.

IX.

Znanym jest serca ludzkiego przymiotem, że się przywiązuje do tych, którym mogło usłużyć. Odwrotną stroną medalu tego jest równie dowiedziony pewnik, że dobrodziejstwo upokarza i najczęściej wywołuje niewdzięczność.
Oo. bernardyni, pomimo wszystkiego czego doświadczyli od Bużeńskiego, bo ten, jak widzieliśmy, wcale delikatnym nie był i obchodził się z nimi często grubiańsko, a zawsze z pewnem lekceważeniem — przywiązali się do tego nieszczęśliwego. Z dobrocią ludzi do pobłażania nawykłych, starali się w nim wynajdywać strony jasne, popędy szlachetne, upatrywali pewne zmiany charakteru, na przyszłość obiecujące poprawę. Jednem słowem, niewdzięczny ten gość, który nadużywał ich serdecznej uprzejmości dla siebie, w ciągu kilkomiesięcznego pobytu stał się dla wszystkich już jakby cząstką potrzebną i czemś konwentowi należnem.
Był to probierz ich cierpliwości. Wybaczano mu wiele, przepuszczano mimo uszu cyniczne wybryki, miano dla niego litość i współczucie.
Wszyscy przygotowani byli do tego, że ich miał opuścić, a nie znalazł się ani jeden, któryby go nie żałował.
Oni wszyscy czuli się tu tak bezpieczni w tym cichym kąciku i nie mogli pomyśleć bez trwogi o tem, na co zuchwały człek miał być narażony, znowu się na świat wyrywając.
O. Szymon pocieszał się tem, że różnemi drogami prowadzi Opatrzność ludzi do poprawy, że wielu potrzeba być wprzódy w srogim ogniu, nim ochłody zapragną i poznają, gdzie szukać jej powinni.
O. Anioł zawczasu myślał, jak mu będzie smutno przechodzić później około tej celi pustej, którą przez tak długi czas biedny porucznik zajmował.
Tymczasem w wigilję dnia odjazdu wozy już stały popakowane. Bużeński rozdał podarki i pamiątki i sam dosyć wzruszony rozstaniem, położył się ostatni raz spać pod gościnnym dachem klasztoru.
Paliła go już gorączka wyrwania się znowu w świat, do boju.