Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A jednak silił się napróżno, aby przemóc się i zapomnieć.
Coraz z większą siłą i potęgą barw stawał przed nim wizerunek tej kobiety, tak cudownie pięknej, tak na świecie zdawającej mu się jedyną.
Śnił o niej i marzył nieustannie, a gniewając się na samego siebie, przypisywał to klasztorowi.
— Gdybym się tylko mógł stąd wyrwać — powtarzał — to widma te poszłyby precz. Samotność i nudy mnie dręczą... ta cisza...
Żywy chód, który posłyszał za sobą, zbliżający się zapowiadać mnicha, zmusił go odwrócić się w tę stronę skąd pochodził.
Z okrzykiem radości, zobaczywszy przyjaciela Kalasa, pospieszył ku niemu.
— A! niepoczciwy, żeś mi tak długo kazał czekać na siebie! Ale ja się tu piekę, jak św. Wawrzyniec na ruszcie. Widzisz, że nauka nie idzie w las i że wiem o męczeństwie św. Wawrzyńca, jak gdybym był jego świadkiem. Kalasie! umieram, zwarjuję!
— No, ale ręka i głowa?
— Cyrulik judasz, łotr, zdrajca! — Wystawże sobie... każą mi jeszcze cztery tygodnie rekolekcyj tu odbywać. Grywam w szachy, w warcaby, w marjasza na fasolę i wściekam się. Powietrza! słońca! swobody!...
— Ale naprzód wyzdrowieć trzeba — śmiał się Kalas. — Cierpliwości!
Bużeński milczał.
— Wiesz o kasztelanie? — wybuchnął nagle, głowę podnosząc. — Naiwny bałwan, sąsiad klasztoru, za specjalik przywiózł mi co najrychlej miłą wiadomość o jego marjażu.
— Spodziewam się, że cię to ani zmartwiło, ni zdziwiło — rzekł Kalas. — Mógłżebyś się nie spodziewać tego? byłbyś chyba naiwnym.
— Przewidywałem — prawda — odparł Bużeński — a jednak uczyniło to na mnie wrażenie... Postolanka moją macochą! Biedny stary! bo nie wątpię, że ona mnie pomści.
— Mylisz się; o ile wiem, przynajmniej dotąd — zaczął Kalas — głoszą wszyscy, że jest najsłodszą z małżonek, że kasztelan cały majątek zapisał jej na przeżycie i że odmłodniał szczęśliwością.
Tu Kalas głos nieco zniżył.
— I ja też, jak ów naiwny sąsiad, — dodał — przywożę ci nowinę, z tą różnicą, iż moja jest pomyślną...
— Cóżby to było? — kwaśno spytał Bużeński i stanął.