— Ja się temu tylko dziwię, że człek ze krwi i kości może się czuć szczęśliwym, żyjąc bez życia i ograniczyć tą strawą.
— A być sytym i szczęśliwym — dodał o. Serafin.
— Szczęśliwym? hm... — podszepnął Bużeński.
— Tak jest — potwierdził zakonnik — zupełnie szczęśliwym. Żyliście i żyjecie w świecie ruchu i czynu cielesnego, panie poruczniku, wiecie więc, bo was tego nauczyć musiało doświadczenie, że po wszystkich tych tak zwanych rozkoszach ziemskich następuje znużenie, rozczarowanie, przesyt i smutek, często gorzej, bo zgryzota i rozpacz.
— Toć właśnie stanowi życia dramat, mój ojcze, złożony z jasnych dni i czarnych nocy. Pod pogodnem niebem bez chmury i zachodu słońca człowiekby nie wyżył.
O. Serafin uśmiechnął się.
Zaczęli zwolna przechadzać się około stołu. Rozpoczęta rozmowa przerwaną została.
— Im dłużej u was w klasztorze tym siedzę — odezwał się porucznik — tem zamiast lepiej was rozumieć, coraz mocniej podziwiam... Młodość moja waszego ukojonego wieku pojąć nie może.
— Są i młodzi między nami — przerwał o. Serafin — a ci nie tęsknią do tej burzy, od której się tu schronili.
— Tak, jest to przedsmak grobowego milczenia i pokoju... Jest to owo średniowieczne in pace[1] żywcem zamurowanych.
Roześmiał się zakonnik.
— Którzyby za nic muru, co ich otacza, zburzyć nie dozwolili — dokończył spokojnie.
Pomimo woli burzliwy i cyniczny Bużeński, tu w atmosferze bibljotecznej, przy tym poważnym mnichu, który mu się nie dawał przekonać i tak mężnie, a spokojnie bronił swej sprawy, czuł się jakby spętanym i nieswoim.
Ciekawość go tu wprowadziła... Obejrzał się na malowany sufit i alegoryczną świątynię mądrości o siedmiu wieżycach, po szafach, z których wiele pootwieranych całe rzędy ksiąg jak białych zębów mu pokazywało, pokłonił się o. Serafinowi i wyszedł.
Niedostępny wrażeniom tego rodzaju, jakie go tu spotykały na każdym kroku, Bużeński czuł się jednak jakby zachwianym w swych pojęciach.
Literatura współczesna francuska nauczyła go widzieć fałsz w tych instytucjach, komedję w tych obyczajach,
- ↑ W pokoju.