Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wsi, a co najdziwniejsza, nawet tego Berata nie odprawiono ode dworu, aby okazać, że wszystko było potwarzą.
Zasłyszeli potem widać, że Bużeński miał jechać w te strony i uczynili zasadzkę na niego. Ubiliby go pewnie, bo ich była gromada, a on jeden, ale im przeszkodził ktoś nadjeżdżający... Bużeński strasznie porąbany, a Bernat... zabity, bo zdaje się nie ulegać żadnej wątpliwości, że to on zmarł u tego szlachcica... Bużeński o ile pamięta, powiada, że go okrutnie w pierś palnął.
O. Szymon zdawał się słuchać jeszcze, choć Kalas skończył powieść swoją; nakoniec rzekł smutnie:
— Któżby się tu domyślił z tego, co mi opowiadacie, że to historja naszego kraju i czasu? Gdzie tu chrześcijańska miłość? gdzie niewieścia skromność? gdzie prawda i szczerość? Wzdrygnąć się trzeba słuchając. Niewiasta brzydka, ale taką ją głupi ojciec uczynił. Bużeński wasz szlachetniejby postąpił, gdyby zemsty niepragnąc, dziewczę zawstydził na cztery oczy i do żalu i opamiętania otworzył jej wrota... Cóż mu z tego wszystkiego przyszło? Poganie jesteście! westchnął o. Szymon.
— Ludzie jesteśmy, — odpar Kalas — namiętności panują nam.
— Gorzej niż one — rzekł ksiądz — bo namiętność wybucha narazie, a taka rozmyślna zemsta i znęcanie się nad słabą niewiastą...
— Ależ zdrada z jej strony! zawołał Kalas — czyż na karę nie zasługiwała?
Karę potrzeba było Bogu zostawić, a politowanie tylko mieć w sercu. Patrzcież, co ofiar! Kobieta zgubiona, człowiek jeden zabity, drugi ledwie z życiem wyszedł i cóż mu pozostaje? zgryzoty i gorzkie wspomnienia.
— Ojcze mój — odezwał się Kalas — i nad nim raczej mieć trzeba politowanie, niż go potępiać.
— Nie potępiam też nikogo — rzekł o. Szymon. — Człowiek nieszczęśliwy jest, bo go i ta tragedja nie poprawiła. Zamiast kajać się, szaleje i rozpacza.
O Szymon założył ręce na piersi i poszedł do okna świeżem odetchnąć powietrzem.
— Gorsze to nad wszystko — westchnął Kalas — iż o ile z rozmowy z nim miarkować mogę, nie odjęła mu niewiara w tę niewiastę miłości dla niej i dziś tak jest zakochany jak był.
Milcząc, podniósł zakonnik ręce.
— Więc i dobrze jest może — odezwał się — że go choroba dłużej tu w klasztorze potrzyma i zapobieży nowemu wybrykowi jakiemu.