Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie widziała nigdy, ale i nie przypuszczała, aby na świecie cudactwo podobne mogło się zjawić.
Salwowało[1] ją to, że tak nadzwyczajnie była piękna. Młodzieży się koło niej zwijało mnóstwo; szaleli wszyscy, ale starać się i żenić z nią nikt ani pomyślał.
Matkę już straciła, został tylko ojciec, młody bratanek, którego on przybrał sobie do boku i panna Emilja, w domu będąca gospodynią, gospodarująca też, jak się jej podobało.
Panna lubiła zabawy i to właśnie takie, które jak najmniej wiekowi jej i płci przystały.
Innychby to może odstręczało, a Bużeńskiego pociągnęło właśnie. Począł tedy u Mościskich przesiadywać, z panną jeździć, polować, służyć jej, słowem jawnie o nią się starać.
Nigdy nic przez pół nie robiąc, zakochał się do szaleństwa, stracił głowę. My wszyscy, patrząc jak panna płochą była, reflektowaliśmy go, aby się zadaleko nie posuwał i nie wiązał. Słuchać nas nie chciał.
Mościski konkury syna kasztelańskiego widocznie faworyzował. Przyjmował go serdecznie. Emilja też była dla niego bardzo uprzejmą. Wszyscy jednak patrzący z boku widzieli to, że szczególnego afektu dla niego nie miała.
Chciała się wydać zamąż.
Inna, znając Bużeńskiego, byłaby się może zlękła jego gwałtownego temperamentu — ona się go nie obawiała.
Obserwując, co się działo w domu Mościskich, ludzie dostrzegli, że panna jakoby oddawna zakochana była i dozwoliła z sobą romans prowadzić bardzo przystojnemu chłopcu, szlachcicowi ubogiemu, który u starego Mościskiego był rezydentem. Zwał się Bernat Zaręba.
We dworze u Mościskich o tych stosunkach panny wiedzieli wszyscy; ojciec może także się domyślał, ale mało sobie to ważył.
Naostatek plotka czy prawda ta doszła do Bużeńskiego. Nie chciał wierzyć, oburzył się i na złość wszystkim, co go przestrzegali, natychmiast z panną się zaręczył jawnie i głośno, po całej Warszawie o tem rozpowiadając.
On sam mi powiadał, że wprost pannę spytał o Bernata tego, a gdy ona, śmiejąc się, ramionami ruszyła, ponieważ zakochany był, na wszelkie gadania nie zważając, prosił o jej rękę i przy świadkach, bo może pięćdziesiąt osób zaproszono na zrękawiny, zamienił pierścionki.

Termin ślubu był naznaczony.

  1. Czatowało, sprzyjało.