Gdy wkońcu Bużeński począł w dłonie klaskać i zawołał dworzanina, a ten wszedł z cyrulikiem, po obu towarzyszach widać było znużenie wielkie.
Bużeński leżał na pościeli czerwony, dyszący, a Kalas siedział z nogami wyciągniętemi i głową na piersi spuszczoną, smutny, jakby ciężar wielki spadł na niego. Milczeli obaj.
Zerwikaptur był tak zmęczony, że obejrzawszy się, zażądał wyjść na świeże powietrze, odetchnąć trochę.
— Idź do ogrodu, choć tu już jesień i niema tam co widzieć, ale się ochłodzisz...
Posłuchawszy tej rady, jakby upojony, wyszedł z celi Kalas.
Zaledwie kilka zrobił kroków w korytarzu, gdy go z uprzejmością powitał o. Anioł, choć nieznajomy, ciesząc się z jego przybycia dla porucznika, który za nim tęsknił. Ofiarował się też przewodnikiem być do ogrodu.
Zerwikaptur, odpowiadając grzecznie, szedł w myślach zatopiony.
— Lękam się — rzekł, pomilczawszy — aby mój przyjaciel nie był ojcom bardzo przykrym gościem. Natura to do zbytku żywa, niepohamowana, niecierpliwa, a tu jeszcze i niemałe cierpienie padło na nią. Rany jak rany — dodał — te się znoszą łatwiej; ale Bużeński ma innych utrapień wiele. Żal mi tego człowieka.
— Nam też wszystkim go żal — rzekł ks. Anioł — tembardziej, że my mu pociechy przynieść nie możemy.
— I nikt w świecie — dokończył Kalas.
Badać przyjaciela o te utrapienia moralne, o których wspomniał, nie chciał ks. Anioł.
Mówiono o rzeczach obojętnych.
Zerwikaptur zdawał się interesować życiem klasztornem, chwalił je, znajdował tę ciszę i spokój godnemi zazdrości.
W istocie więcej może przez grzeczność, niż z zamiłowania jakiegoś, okazywał zajęcie żywe wszystkiemu o czem mu ks. Anioł mówił.
Ogród mu się podobał, klasztor wydawał bardzo pięknym, okolica miłą. Unosił się nad gościnnością zakonników i t. p.
— Radbym — dodał — wyzwolić ojców od tej niepotrzebnej załogi i zabrać z sobą Bużeńskiego; ale, na nieszczęście widzę, że rany są daleko gorsze niż sądziłem i podróży rychło nie zniesie.
— My sobie nie przykrzymy z nim wcale — przerwał Anioł. — Troską tylko naszą jedyną, że go tak przyjąć i
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/50
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.