Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dla o. Szymona, równie jak dla biednych Wojakowskich, była to rzecz dziwna i nieprzyjemna. Należało pochować tego nieznajomego, o którym nie wiedziano co za jeden był, a nawet z jakiej przyczyny tak gwałtowną z ran odniesionych śmiercią ginął.
Lecz cóż z tem począć było? Wojakowski ofiarował się z pieniędzy, jakie zostawiono, na pogrzeb przystojny łożyć, ile było potrzeba. O. Szymon miał się naradzić z proboszczem, aby pogrzeb się odbył niezwłocznie i Wojakowscy od nieprzyjemnego widoku zwłok byli uwolnieni.
Biednym starym cała ta smutna historja bardzo była nie na rękę, ale ludzie dawnego autoramentu[1], pamiętając że do obowiązków chrześcijanina należało „umarłych grześć“, spełnili powinność swą bez szemrania.
Parę tygodni tych usług przy rannym zbliżyły go do nich, obudziły politowanie, pewien rodzaj przywiązania. Basieczka i jej córka płakały pocichu nad losem tego pięknego młodzieńca, który nie miał nawet pociechy u łoża swego widzieć kogo z krewnych i przyjaciół i umarł z tą myślą bolesną, że przez nich został opuszczonym.
Jak cały dworek Wojakowskich teraz musiał być na usługi zmarłego, tak i stara klacz Jeremiego, zaledwie przekąsiwszy, musiała nazad o. Szymona wieźć do klasztoru. Tym razem tylko powoził milczący parobek, bo Jeremi, zmęczony i zakłopotany, w domu pozostać musiał.
Za powrotem do klasztoru, o. Szymon naprzód się rozmówił z o. gwardjanem, potem z proboszczem.
Wszyscy byli tego przekonania, że zmarły na Wojakowszczyźnie i chory Bużeński musieli w jednej uczestniczyć awanturze. Nie wypadało jednakże pytać o to porucznika, który i tak był aż nadto podrażniony, rozgorączkowany, a wyleczenie go wymagało spokoju.
Proboszcz i bernardyni zgodzili się skromny pogrzeb nieznajomemu sprawić jaknajmniejszym kosztem, aby starego Jeremiego i tak już dotkniętego wypadkiem, na koszta nie wyciągać.
W klasztorze wiadomość tej śmierci uczyniła wielkie wrażenie.
Bużeński, który wciąż obcował z zakonnikami, byłby może dostrzegł po nich jakiegoś poruszenia i domyślił się czegoś niezwyczajnego, ale zupełnie fałszywie sobie wyobrażając życie zakonne, przypisywał to co widział wewnętrznym jakim rozterkom.

Żartował więc z księży, jak zwykle, w sposób cyniczny.

  1. Pokroju.