Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ba! ba! — zawołał podkomorzy — wy byście się do tego nie zdali. Proszę was, dajcie mi jednego z tych ludzi: ja będę indagował sam. Nie może być, aby się czegoś nie dowiedział. Juścić donieść rodzinie jest obowiązkiem, więc trzeba wiedzieć gdzie, jak i komu?
Gwardjan się wahał, spoglądając na o. Szymona, jakby go wzywał do rady; ale nim się na odpowiedź zdobyli, we drzwiach ukazał się kwestarz, brat Michał. Szedł on powitać podkomorzego, z którym był w bardzo miłych stosunkach i rad je utrzymywał, bo kwesta u Bielskiego zawsze niespodziane i obfite przynosiła owoce.
Na widok brata Michała, zaraz się humor poprawił podkomorzemu i wstał z nim się ściskać.
— Ojcze gwardjanie — zawołał — dalipan, nie ujmując nikomu, bo szanuję pobożność i naukę, ale oto brat Michał z was wszystkich najrozumniejszy. Niech on mnie sądzi, czy nie mam racji.
Spuścił kwestarz głowę z pokorą.
— Ale co, bo podkomorzy z prostaczka sobie żarty stroi? — rzekł. — Ja mam rozum tylko do łapania gęsi i baranów...
Ręką wstrząsnął i głowę zaszył w szerokim kołnierzu habitu.
Bielski gwałtownie przy swojem obstawał, iż należało jednego ze sług indagować. Kwestarz słuchał, ani potwierdzając ni przecząc.
Gwardjan wkońcu, choć nie z wielką ochotą, zgodził się na przywołanie pachołka, a brat Michał poszedł po niego.
Był to najstarszy ze służących rannego porucznika, chłop słuszny, silny, bo takich tylko miał przy sobie Bużeński, lecz z twarzy mu patrzyło, że i nie głupim był i ostrożnym. Samo przywołanie do indagacji musiało w nim obudzić obawę. Wpadł na próg z pokłonem i stanął wyprostowany. Podkomorzy z powagą inkwyzatora zbliżył się do niego.
— Jak się nazywasz? — spytał.
— Jaśko Sierociuk.
— A pan wasz, nieprawdaż, Stanisław z Bużenina Bużeński, porucznik?
Jaśko głową potwierdził i słuchał z natężoną uwagą, a ściągniętemi brwiami.
— Cóż to za historja się stała z panem waszym? — począł podkomorzy. — Musicie wiedzieć...
— Jechaliśmy przodem z wozem i końmi luźnemi. Dopiero gdyśmy krzyk pański posłyszeli, nadbiegli Marcyś