Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 283 —

— A! przepraszam! tylko co łajałeś mnie za papiéry zgubione... otóż ja cię połaję za to wyrażenie... niéma lichych interesów i małych piéniędzy.
— Masz słuszność — ale porzucisz mnie gdy ja ciebie tak potrzebuję...
— Bardzo mi żal, wierz mi, przecieżeś nie dziecko.
— Nielitościwy jesteś, szepnął Jakub — mnie tak dobrze czuć cię przy sobie w złéj chwili!
— Powrócę, kochany Jakubie, natychmiast... porwę tylko talary i... nazad...
— A! niechby je tam porwało! dodał Jakub.
— No! ale taki pojechać trzeba — rzekł Wiktor. Radgosz poczciwy przy tobie miejsce moje zastąpi, żebyś znów zbyt osamotnionym nie był... ściskam cię, całuję i jadę.
— Wiész że cię nie poznaję! dodał Jakub.
— A! siła złota! gorączka złota! rozśmiał się pułkownik... rodzi się chciwość... jestem niecierpliwy żeby już pochwycić ten spadek. Dzieciństwo, przyznaję — ale — tak jest!
Pułkownik tegoż wieczora znikł z Gdańska.