Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 15 —

zaczęły wolniejszym już posuwać się trybem, opieszaléj... czynniejsi wiele z tego skorzystali, fortuna nie cierpiała jeszcze, ale już o powiększaniu jéj jak za nieboszczyka co roku, i mowy być nie mogło.
Tymczasem przyszły dla pana Bartłomieja lata młodości, w których życie się uśmiécha wszelkiemi szczęścia obietnicami... Bogaty, piękny, wychowany po paniczowsku wszedł w towarzystwa, kobiéty go ciągnęły, o interesach ani wiedziéć nie chciał. Roztargniony przychodził czasem do biura, przemówił słów kilka do starego swego poczciwego komisanta, pożartował z młodszymi, grzecznie się kłaniał, i uciekał. Starzy przyjaciele domu z tego wszystkiego nie rokowali nic dobrego. We wszelkich podobnego rodzaju przedsiębierstwach co nie idzie naprzód, cofać się musi i upadać. Tu jeśli dotąd nie było upadku widocznego, była dotykalna stagnacya, interesów brakło... Ducha przedsiębierczego nie miał pan Bartłomiéj wcale a w interesach tego uporu i chłodnéj zaciętości któréj one wymagają; najmniejsza rzecz go zrażała, cofał się, ustępował i bardzo po pańsku współzawodnikom schodził z drogi. Śmiano się zeń po cichu, ale szlachetność charakteru, niezmierna usłużność, czyniły go miłym ludziom.
Przebawiwszy lat kilka na niedoszłych różnych miłostkach, pan Bartłomiéj nareszcie trafił bardzo szczęśliwie... żeniąc się z córką bogatego kupca i