Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 185 —

my regestra dziada Bartłomieja które dadzą cen wskazówkę... Kamienicę wypuścim dzierżawą na lat kilka lub kilkanaście z warunkiem wyrestaurowania po téj ruinie... a my sobie skromny domek postawim na willi i tam... tam... będziemy na ustroniu siedzieli w ciszy...
Widząc że milczący Jakub tak ożył, mówił i aż plany na przyszłość osnuwał, Wiktor się cieszył, spojrzał na Klarę... na jéj twarzy nie było już ani łzy, ani śladów wzruszenia.
— Co ty mówisz Klaro? spytał.
— Że człowiek zbytnio na tym świecie do niczego się przywiązywać nie powinien...
Na tém się rozmowa skończyła... ale w sercach...
W biédnych sercach ludzkich to co się ma stracić — najdroższe zawsze; więźniowie czasem wychodząc całują mury więzienia... dlaczego w tém życiu podlegającém z natury praw ogólnych nieustannym zmianom, człowiek się tak przywiązuje do stanu w którym przetrwał część jego choć małą? może iż ma w sobie iskrę nieśmiertelną, która jest w wiecznéj walce ze znikomém i przemijającém...



Francuz nazajutrz został zaprezentowany rodzinie, Jakubowi i pannie Klarze. Chociaż przy piérwszem poznaniu przedstawił się jako artysta, dyletant, z każdą chwilą jaśniéj się okazywało że w isto-