Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 160 —

Klara westchnęła powtórnie.
— O moja droga, rzekła — tyle mówiemy, piszemy, tak kochamy wszyscy sztukę, a jak ona w ogóle źle pojęta i nizko stoi... jak w tym świecie sztuki, któryby powinien być czysty i święty, brudno i smutno, gdy się zajrzy do głębi...
Po tym wykrzykniku mimowolnym prawie, Klara podniosła głowę z weselszym wyrazem, który sobie nadać usiłowała.
— A więc, rzekła — lekcye po groszy dziesięć i gammy? Kiedyż mam przychodzić? i ile tych godzin dasz mi moja najdroższa?
Na tę rezygnacyą spokojną pani Lamm rzuciła się jéj na szyję.
— Czekaj, rzekła — moja Francuzica stara, na kilka miesięcy podobno skazana do łóżka, ja ją zastępuję sama, ale mi czasu brak... Odstępuję ci lekcyj języka francuzkiego w dwóch wyższych klasach. Chcesz?
— Droga moja! Jam przyszła po jałmużnę pracy — wezmę co mi dasz i uwielbiam cię za to.
Pozostawało tylko umówić się już o godziny, co nastąpiło łatwo. Klara wyszła uradowana, szczęśliwa spełnieniem obowiązku, z pewną dumą iż cóś przysporzyć może o swych siłach dla ojca i domu. Pragnęła tylko żeby ojciec i stryj nie rychło się o tém dowiedzieli a w początkach nie stanęli jéj na przeszkodzie. Postanowiła więc wymy-