Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 120 —

Wudtke chciał przeszłość nagrodzić piéniędzmi... ale ich nie przyjęto. Ma ona listy i dowody, że bankier obiecywał się z nią żenić... ale nie miała czém popiérać najlepszéj sprawy... Otóż potrzeba byś wiedział pułkowniku, że bankier nadzwyczaj jest drażliwy na wspomnienie téj przeszłości. Czynił co tylko mógł aby ją zatrzéć, Lotchen ztąd wyprawić... Biédna kobiéta oparła się, przywiązana do miejsca... a Wudtke nigdy tamtędy nie chodzi, aby jéj wejrzenia nie spotkać...
— Otóż masz, dodał, skandaliczną historyą z któréj wątpię ażebyś jaką wyciągnął korzyść.
— Ja? zawołał ściskając go pułkownik — ja? dziś jeszcze lecę kupić koszulę u Lotchen, poznaję się, wciskam... zaprzyjaźniam, ofiaruję jéj pomoc moję, podejmuję się procesu, płacę koszta jego... i narobię wrzawy takiéj...
— Że Wudtke się do Berlina z domem przeniesie, przerwał Radgosz... a czy ci to się na co przyda?
— No — jakoś to będzie... zobaczymy... zawołał Wiktor... bądźcie pewni że wam nigdy uczynionéj przysługi nie zapomnę... Bóg ci zapłać. I ścisnąwszy go, wybiegł pułkownik wprost po koszulę których nie potrzebował, Radgosz wrócił do swojego Swidenborgu.