Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 105 —

co mi to wmawiasz, odparł Fiszer, nie przeczę iż cudownie piękna... nie wypiéram się że mi się podoba — ale żenić się! żenić się!
— Jużciż nie spodziéwam się byś myślał, że Jakub będzie obojętném okiem patrzył na miłostki płoche i bez celu... To sobie, kochany Fiszer z góry powiedziéć musisz, że trzeba będzie skończyć u ołtarza.
— Ja się nie żenię i nie chcę żenić — odparł Fiszer skłopotany, na co mi to narzucanie...
— Bo cię znam! klepiąc go po ramieniu wedle obyczaju niemieckiego, rzekł Wudtke, który znał słabe strony człowieka i wiedział że mu wiele wmówić można. Lepiéj ci skończyć trudno jak takiém ożenieniem, najpiękniejsza panna w Gdańsku! w Prusach, familia z tém von które nie szkodzi... daléj dom pyszny. Cóż chcesz więcéj...
Fiszer już zmilczał; ale obróciwszy to w żart, poszedł wszakże zamyślony i w duchu mocno projektem tym zajęty...




Nawykli do niepowodzenia Paparonowie prędko ochłonęli z marzeń o sukcesyi, daleko przyjemniejszém dla nich było, że znaleźli choć daleką rodzinę, która się do nich przyznawała. Ale pomiędzy przybyłym szlachcicem a nimi, choć od piérwszego dnia stosunek był serdeczny i życzliwy, — w dłuż-