Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dności, gdyż nie można było wytłómaczyć jej, że książki pewne na później być musiały odłożone.
— Nie zrozumiesz tego — mówiła jej Jolanta.
— Jeżeli nie zrozumiem odrazu, będę się silić, pracować, lecz w końcu, jak to może być, abym ja ludzkiego słowa nie pojęła!
— Stopniami! — powtarzała nauczycielka.
— A po tych stopniach tak muszę iść powoli! — tęsknie żaliła się Justka.
Baron miał w początkach wiele trudności w dobraniu jej stosownego towarzystwa rówieśnic, o które panna Jolanta postarała się, mając stosunki z wielu domami, gdzie niegdyś nauczała.
Wiedziano o tem, że to była sierota wzięta z ulicy, niepewnego jakiegoś pochodzenia: zrażało to, zniechęcało. Matki dla córek lękały się tego dziecka, które mogło być zepsute, ale baron tak umiał wydawanemi wieczorkami, z niezmiernym zbytkiem i okazałością, pociągnąć i obudzić ciekawość, że z początku kilka pań, potem wszystkie się dały nawrócić.
Justka się podobała.
W ciągu drugiego roku stary opiekun narażonym był na niespodziankę, dosyć w początku nieprzyjemną i groźną.
Gumienny Rabicki, który potrafił wyśledzić, co się stało z jego jedyną siostrzeniczką, zabiegał tak i pracował, że wostatku udało mu się przy