Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Błaźnica! Tego przezwiska tak niemile brzmiącego, właśnie może dlatego, iż znaczenia jego nie rozumiała — mała Justka nie mogła przełknąć i strawić.
Poruszała główką, rzucała ramionami i mruczała ciągle — błaźnica!
Westchnęła głęboko. Spójrzała na bose, zbłocone nóżki, na chude ręce, na grubą, zgrzebną koszulinę, na wyblakły fartuszek — owe dobrodziejstwa, jakiemi ją okrywała Sędzinka; na pamięć przyszła kasza ze starą słoniną i kartofle, któremi ją karmiono; praca, którą się od dnia do późnej nocy zamęczać musiała — i jeszcze raz powtórzyła: błaźnica!
Trzeba zaś wiedzieć, że tak zwana Sędzinka, pani Petronela ze Zbojewskich Karandaszewska, wdowa po panu Władysławie, dziedziczka Baranówki i Żubrzyniec na skraju Puszczy Kobryńskiej — najzacniejsza w świecie osoba — oile była dobrą, litościwą, czynną, pracowitą i wzorową gospodynią, a troskliwą matką, dla włościan sprawiedliwą panią i t. d., o tyle w pożyciu powszedniem temperament czynił ją nieznośną. Potrzebowała dla konkokcyi gniewać się, wykrzyczeć, wydąsać, a czasem dochodziła do tego stopnia rozdrażnienia, iż bezbronne dziewcząta, jak oto dziś Justkę — poszturchała. Nie było w tem nic strasznego, ani bolesnego; sama Sędzinka się po-