Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wypórkami poczęła ją łatać. Cała gromadka dziewcząt znajdująca się tutaj, która już wiedziała o łotoci i łajaniu, przyjęła ją znaczącem milczeniem. Nikt ani się zbliżył do niej. Starsza panna Hanna, przymrużonemi oczyma popatrzyła na buntownicę i odezwała się ostro:
— Pończochy do prania potrzebne, a tu i początku z niemi nie ma. Mówiłam pani, że Justki posyłać nie można nigdzie, bo ledwie za próg, to i przepadnie, przywiązać-by ją chyba do stołka, i to patrzeć, aby się nie urwała.
Śmieszki się słyszeć dały i prychania, bo to miało być dowcipne, a dziewczęta się przypochlebiały pannie Hannie tym sposobem. Justka z głową spuszczoną nie odpowiadała ani słowa, nie podniosła oczu: zdawała się nie słuchać i nie słyszeć. Włożyła chudą rączynę w piętę pończochy i igła chodziła już żywo, aby nagrodzić czas stracony.