począł się ubierać, gdy jeszcze niezamknięte drzwi dały widzieć nadbiegającego Leona.
Zbliżył się on od pewnego czasu do p. Zygmunta, jedynie dlatego, aby od niego się coś dowiedzieć o Justce.
Wpadł do pokoiku pośpiesznie, zadyszany i nim się przywitał — zawołał:
— Pan już pewnie wiesz!
— O czem? — zapytał Zygmunt.
— Panna Justyna od wczoraj wieczora znikła.
Osłupiał Zygmuś.
— Co pan mówisz! — ofuknął go — jak to może być! Ja tam byłem wczoraj.
— A dziś rano wszyscy potrwożeni, p. Jolanta i Radzca rozbiegli się jej szukać. Wyszła do kościoła na nieszpory i nie powróciła. Mówią o zostawionym liście do p. Jolanty, ale mnie tam nie dopuszczono.
Z zaciśniętemi ustami stał Zygmunt na środku pokoiku, zmieszany i milczący.
— Pierwszy raz o tem słyszę — rzekł, starając się pohamować — ale oto właśnie odebrałem wezwanie Jolanty, abym tam przybył: śpieszno mi ubrać się i iść.
Leon zrozumiał, iż to znaczyło, ażeby dał mu się ubrać; miął rękawiczkę niespokojnie.
— Pozwolisz mi pan — wyjąknął — p. Justyna mnie mocno obchodzi. Chciałbym się coś dowie-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/165
Ta strona została uwierzytelniona.