Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że prawem jego, choć oddalonej, rodzinie miałabym wydzierać, co jej należy? Nie, ja nie chcę nic: pójdę pracować na życie i odzyskam spokój, którego nie miałam, bom nie na swojem miejscu z łaski starego dziadunia młodość spędziła.
Zygmunt i panna Jolanta starali się ją przekonać, że małoletnia nie może nic stanowić, a opiekunowie działać będą za nią, choćby wbrew jej woli.
— A ja to wiem — dodała Justka, że majątku nie tknę. Przyjęłabym go była jako dar starego mojego dobroczyńcy, ale gdy spór ma wyniknąć — mnie się dobijać o to nie godzi. Nie! nie!
Justka chciała zaraz dom opuścić, miejsca szukać, wyrzec się nawet co jej za życia darowanem było i własność stanowiło niezaprzeczoną. Lecz Jolanta, przyjaciele, Marta naostatku potrafili wreszcie przekonać, iż pozostać powinna, i że należało czekać dalszego rozwinięcia processu i napaści — bo zdawało się, że sam Brock, postrzegłszy oburzenie powszechne, cofnąć się zechce.
Marta, Jolanta, przywołany opiekun główny, stary Radzca Dzierżycki, — potrafili ją naostatek pohamować w pierwszym zapędzie, ale nie złamali przekonania.
Justyna daleko mniej się okazywała przybitą niż się lękano. Marta ją przekonała i wmówiła w nią, że cotylko za życia jej darował baron, to