Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

parafiankę, którą obyczaje i cały porządek życia wielkiego miasta co chwila wprawiały w zdumienie, tak, że bez syna obejść się nie mogła.
Zwątpienie o powodzeniu po przyjęciu i obiedzie u Barona jeszcze się powiększyło. Domu na takiej stopie nigdy w życiu nie widziała Porochowa. Baron, mimo grzeczności, swem obejściem się pańskiem nie dozwalał jej się spoufalić; nie śmiała mówić, obawiała się z czemś niestosownem wyrwać i powróciła do hotelu zmęczona, przybita, ze złemi przeczuciami, wyrzucając sobie, że przez miłość dla syna ważyła się na tę wyprawę po złote runo.
Aureli, który w oprawie domku wiejskiego błyszczał jak brylant, tu się jej wydawał — nawet macierzyńskiemu sercu — przygasłym i zmalałym.
Na obiad razem tego dnia proszony Zygmuś zupełnie go na drugi plan usunął i kilka razy Aureli widocznie placu mu dotrzymać nie mógł.
Wróciwszy do hotelu, po obiedzie tak smakowitym, że sama o tem nie wiedząc, Porochowa w nim miarę przebrała, musiała naprzód niezmiernie wiele pić wody, potem herbaty i uczuła się niedomagającą.
Gdy Aureli mówił jej dobranoc, szepnęła:
— Masz ty jaką nadzieję?