Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie stawało się nieznośnem — uciekała się do niego. Dnia tego w stodole roboty nie było, ale stary gumienny, pokaszlując, zamiatał około kup zboża na toku, znaczył je, i chodził właśnie, opatrując wszystkie kąty.
Niespodziewał się Justki o tej godzinie i zobaczywszy ją, stanął zdziwiony, sądząc, że Sędzinka po niego przysłała.
Stary, przygarbiony nieco wiekiem i pracą, Rabicki był flegmatyk, powolny, a życie, do którego nawykł oddawna już mu się zdawało jedynem, do jakiego był przeznaczony. Nic nie pragnął tylko tak pobożnie dożyć końca, a doczekać, aby mu Justka dorosła i wyszła na ludzi. Tak się wyrażał niezdarnie, mówiąc o niej.
Wyraz twarzyczki, z jakim wpadło dziewczę, przestraszył go; oparł się na szufli, którą trzymał w ręku, i wielkie oczy otworzył.
— A tobie co?
Justka płakać nanowo zaczęła. Uderzyła się rękami w chude swe piersi.
— Nie wytrzymam! tak mi Boże dopomóż! nie wytrzymam! — zawołała. Po całych dniach byle co, łaje i łaje, szturga, znęca się. Ot i dziś, posłała mnie na folwark, a żem zbiegła na łąkę i łotoci sobie urwawszy, we włosy wetknęła, to mnie od błaźnic zbeształa! Od błaźnic!
Rabicki stał i wyraz ten nie zdawał się na nim