Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   78   —

Konie pana Adryana stały od dawna, ale go nie puszczano, wyrwać się przecież, i sam nie wiedząc czemu, zamiast jechać do Zamostowa, kazał ruszyć wprost do chaty Wilczków, która nieco z drogi była.
O Dosię wcale się nie dowiadywał, lękał się prawie coś złego posłyszeć.
Biło mu żywiej, niż wczoraj serce, gdy się do dworku przybliżył. Tu nic a nic się nie odmieniło, jakby ztąd wyjechał wczoraj. Grzmilas nawet powitał go znajomem szczekaniem.
W podwórku stał stary Wilczek ze strzelbą na plecach, z torbą borsuczą, w łapciach na nogach, które zawsze brał do lasu. Spostrzegłszy kogoś przybywającego, rękę przyłożył do czoła, usiłując rozpoznać, ale nie rychło sobie przypomniał Adryana i głos dopiero wywołał okrzyk:
— O mój Boże, a cóż tu pan robisz! Wszak to pana wieki nie było.
— No, całe dwa lata, panie Wilczek. Jadąc do ciotki po drodze chciałem do was wstąpić, aby was powitać i dowiedzieć się, czyście zdrowi, co się tu u was dzieje?
— A! no! a no! pomaleńku, żyjemy, kto nie umarł — odparł Wilczek — jakoś smutnie, z rezygnacyą. Żony mojej biednej na świecie nie stało, rok jak skończyła. Panie świeć nad jej duszą.
— Więc tak sam osierocony pan zostałeś? — zapytał Adryan poglądając dokoła i nieśmiejąc wspomnieć o Dosi.
— Sam, sam, baba tam jakąś łyżkę strawy zwarzy, choć do niej człek dziś nie ma apetytu — mówił leśniczy — osmutniało życie.
Spuścił głowę i łzę otarł pokryjomu.
— A córka? — rzekł wreszcie cicho Adryan.
Stary spojrzał mu w oczy, nieco zakłopotany.
— Dziękuję panu za pamięć, żyje zdrowa.
I uciął. Adryan nie śmiał badać, gdzie była i co się z nią działo. Z twarzy ojca domyślał się, że