Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   3   —

Panna Kornelia, która przed dwudziesta laty, umiała mu się nawet podobać i wodziła go trochę na pasku, obrachowała teraz, iż nicby szczęśliwszego wypaść nie mogło, nad to, gdyby go ożeniła z hrabiną. Hrabina i ona władałyby nim zupełnie, w domu nicby się nie zmieniło. Walerek podobać się mógł i musiał, był młody, czuły, piękny i dowcipny. Widywała go niegdyś pani Wanda za życia męża, ale w Zamostowie nie był od tego czasu. Kasztelanowa wyjeżdżała mało, była to osoba otyła, ciężka, cicha, modląca się po całych dniach i niby zajęta jakąś robótką, ale w istocie w myślach zatopiona i roztargniona tak, że nim jej kto na pytanie odpowiedział, już nie wiedziała sama, o co zagadnęła. Celem jej życia był ów Walerek nieszczęśliwy, nad którego losem bolała, bo go kochała namiętnie. Połowa majątku już poszła dla tego drogiego dziecka. List panny Kornelii miał na celu sprowadzenie kasztelanowej z synem do Zamostowa i odnowienie dawnych stosunków.
Jak się spodziewała kuzynka, tak się stało; jednego poobiedzia sześciokonna kareta przywiozła staruszkę, a czterokonny kocz jej syna.
Hrabina, która odwykła od nowych twarzy, przestraszona była tym najazdem, wytłómaczyć go sobie nie mogąc. Kasztelanowa wystrojona była w klejnoty familijne, Walery ubrany jak lalka.
Był to mężczyzna w sile wieku, nieco już otyły, ale wyglądający bardzo młodo, z niebieskiemi oczyma, z różowemi usty, z zarodkiem łysiny i ogromnemi angielskiemi faworytami. Znać w nim było człowieka wielkiego świata, nawykłego do stolic i salonów.
Szczęściem dla gospodyni, przyjazd pana Teodora, bytność Adryana, ułatwiały jej wielce przyjęcie tych gości. Nie potrzebowała się zajmować wielce kasztelanicem, a cała oddała dobrej staruszce, która pytając nieustannie: Co mówisz! uśmiechała się na wszystko. Piękny Walerek mało uczynił wrażenia