Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   50   —

Wielka radość z tak szczęśliwego rozwiązania długiego nieporozumienia zapanowała na wszystkich twarzach. Krzysztof się śmiał i dziećmi cieszył. Pani Pawłowej podano krzesło i wody, gdyż ze wzruszenia trochę się jej słabo zrobiło. Dopiero głośna mowa w pokoju przebudziła starego sługę, który zerwał się z tapczana, stanął we drzwiach nie ubrany i oczy przecierając; pojąć nie mógł, co się tu stało.
Wiele i różnych przyczyn złożyło się na zmiękczenie pana Krzysztofa, może najwięcej to, że się z własnym losem pogodził, że z Wandą był dobrze, i że miła, pokorna twarz pani Pawłowej, ujęła go wyrazem dobroci i skromności. I była to godzina, jakie rzadko dziś biją dla rodzin, których węzły z każdą chwilą stają się wolniejsze. Łzy stały na oczach, wszyscy lepszymi się czuli i silniejszymi, stanowiąc tę całość, którą mogłaby być każda rodzina, każda społeczność, któż wie, ludzkość nawet może, gdyby członkowie jej poczuli w sobie braterstwo, które dotąd jest czczym wyrazem. Pan Krzysztof był szczęśliwym, zapomniał o wszystkiem przeszłem, oprócz tego, co pocieszać mogło...
Dzieci ucałowawszy ręce stryjcia pobiegły do okien, bo Wacek chciał pokazać Magdzi, ze znajomością miejscowości nabytą w czasie odwiedzin, piękne, widoki na góry lesiste dokoła. Paweł się nawet uśmiechał i rękę brata ściskał w milczeniu. Adryan stanąwszy z boku, świadkiem chciał być tylko tego przejednania, do którego się najwięcej przyłożył. Nie śmiano mówić o niczem, oprócz rzeczy obojętnych, aby nie potrącić o coś, coby dysharmonijną nutą mogło tę świętą zgodę zakłócić.
Chciał u siebie czemś gości przyjmować pan Krzysztof, i nie wstydził się wyznać, że oprócz poziomek, trochę mleka i chleba nie było nic więcej.
— Ale ja biorę na siebie urządzić podwieczorek — zawołał Adryan — niepotrzebuję nic więcej nad ten wiejski zapas, jakim zamek rozporządza.