Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   48   —

dziewczę wstało po cichu, klękło przy łóżku i modliło się płacząc, długo, bo i szczęśliwe było i trwożne.
Nazajutrz, gdy zrana Wanda otworzyła drzwi znalazła Dosię już ubraną, a przy niej usłużną pannę Kornelię, która już troskliwie różne jej dawała przestrogi. Tak się rozpoczął ten dzień drugi w Zamostowie, za którym iść miał cały szereg jemu podobnych. Wanda sama zasiadła z nią do lekcyi i uczuła się tak rozgrzaną tą myślą nauki, iż dzień jej niepostrzeżony upłynął.
Gdy się to działo w Zamostowie, nasi panowie zaspali nieco po ponczu i jego wrażeniach. Teodor wstał z bólem głowy i trwogą tego terminu, który sam oznaczył. Pamiętał o nim dobrze.
— Nie mam znowu tak się czego trworzyć — rzekł do siebie — powiem jej co chcę. Wszakże nie wie co jej miałem zwierzyć. Zobaczemy, zawsze dobrze namyśleć się trzeba.
Pojechali do Pobogowszczyzny. Tu zastali w gotowości wszystkich. Matka ze szczególną troskliwością przystroiła Magdzię.
— Żeby była choś do ojca podobną — szeptała — łatwiejby łaskę znalazła u stryja, a tu na nieszczęście do mnie, którą jeśli znosić zechce, to już dobrze!
Magdzia z zaplecionemi koskami, rumiana, świeża, wyglądała hożo, nie miała w sobie nic arystokratycznego, lecz śmiało się w niej i promieniało życie bujne i zdrowe. Sama pani ubrała się skromnie, w suknię czarną, nie chciała być ani piękną, ani nawet miłą, chciała pokorą zdobyć serce szwagrowe.
Wacek był śmiały, czuł że on miał grać tu pewną rolę ważną, a wiedział, że u stryja, był w łaskach.
— Niech mama będzie spokojną — szeptał ciągle — niech Magdzia się nie boi, stryjo jest bardzo dobry, tylko z nim trzeba odważnie i obcesowo. Wszystko pójdzie doskonale.