Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   103   —

łość namiętna, nienaturalna, która zarówno piękną Lizę jak Adryana wylękła.
Teodor w ciągu śniadania dziwnie był zamyślony i milczący, rozmowa nie szła. Gdy nareszcie wstali stołu, Adryan pośpieszył chwycić pana Krzysztofa, ażeby go wybadać.
— Cóżeście państwo postanowili?
— Jakto? co? nic! ale nic! radziłem się z Teodorem, on jest tego zdania co i ja, że mu jak psu wściekłemu, w łeb strzelić się godzi. A gdzie i jak, to los postanowi.
Więcej pomimo nalegań i zabiegów nie dowiedział się nic Adryan, a Krzysztof fantastycznie, jak był zwykł, nie pożegnawszy się z nikim, za strzelbę wziął wkrótce i pieszo poszedł, mówiąc, że do swoich lasów ciągnie.
Jakoż w istocie, szpiegując go nieco, dostrzegł Adryan, iż poszedł w stronę Zamostowa przeciwną, ku chacie Wilczka, to go uspokoiło, Teodor zatrzymał go na obiad koniecznie. Od niego nie można się było też nic dowiedzieć oprócz tego, że Krzysztof był rozżalony i wzburzony i że się katastrofy można było spodziewać, jeśliby się nie opamiętał.
Nalegając Adryan mógł tylko zmiarkować, iż pan Teodor związał się jakiemś słowem i mówić nie chciał. Skłopotany był mocno, zafrasowany, nie rad z tych odwiedzin i z Krzysztofa.
— Stary dziwak! — odezwał się w końcu — mógł się sam ożenić, ściągał, zwłóczył, brakło mu determinacyi, a teraz za późno mu żale przychodzą. Niechby był miał tak silną wolę, jak ja — dodał — a byłby szczęśliwym i wszystkie te historye miejsca by u nas nie miały.
Adryan powrócił wieczorem do Zamostowa. Tu cisza panowała, powiedziano mu, że kasztelanic tego dnia się nie pokazywał, i że odsypiał za noc spędzoną przy kartach. Wanda blada, ale spokojna, siedziała z książką u siebie. Po oczach znać było, że płakała,