Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   3   —

czy ona co rodzicom musiała być posłuszną, nie będąc już i niczem związaną?? To zerwanie świętego węzła co ich łączył, ona przypłaciła ofiarą całego życia; — on?? on pewnie mniej cierpiał. Uczuła żal do niego, gniew na niego niemal. Stawił się teraz więc zuchwały, jakby się upominał o to słowo którem sam wzgardził, o węzeł który potargał. To było zuchwalstwo z jego strony, które ukarać należało.
Wyobrażała więc sobie — rzekła w duchu — że dosyć mu się teraz pokazać przedemną, abym na rozkaz wróciła odepchnięta??
Wszystkie te myśli szybko jak błyskawice krzyżowały się po jej głowie, przeszywały serce jak miecze rozpalone, biły krwią do skroni. Chciała go widzieć i lękała się; miała pragnienie podać mu rękę do zgody i uścisnąć dłoń serdecznie, ale duma nie pozwalała i gniew sztuczny powracał.
Długa chwila upłynęła nim potrafiła ochłonąć, spojrzała mimochodem w zwierciadło, poprawiła włosy i suknię czarną i jakby gwałt sobie zadając, szybko, bezprzytomnie pobiegła do salonu.
Tu przybyli goście, ze złośliwą panną Kornelią, która się ich domięszaniem napawała — zostawieni sam na sam, milczący oczekiwali przybycia gospodyni domu. Na twarzy Teodora widać było gorączkowe rozciekawienie i niepewność, Krzysztof stał jak winowajca, na pozór zimny i nieporuszony, w rzeczy niemal nie wiedząc co się z nim dzieje. Pot zimny występował mu na czoło. Pomimo prośb Teodora nie zmienił swojego pustelniczego, dziwacznego nieco ubioru, wieśniaczego zarazem i fantastycznego. Podobniejszym w nim był do leśniczego wracającego z polowania, niż do sąsiada przybywającego w odwiedziny. Rysy jego twarzy, które wiek mało odmienił, posępne były i nie zdradzały rozrzewnienia ani czułości; prędzej w nich było można wyczytać wymówkę, ból, niż pokorę i prośbę.