Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   33   —

Hrabina ścięła usta i cofnęła się nieco.
Ale Bóg to tam raczy wiedzieć... albo ja wiem... powtarzam co mi mówił pan Teodor, że dziewczyna od łóżka nie odstępuje i płacze a jęczy, aż ją parę razy matka sfukała i odciągnąć musiała.
Kornelia zwróciła się ku Wandzie z szyderską minką.
— Otóż jak to czasem i wystrzał nieostrożny na coś się przydać może: wyjaśnia tajemnice. Możeby pan Krzysztof nie wiedział o tem, przywiązaniu.
Hrabina wtrąciła żywo:
— Dziękuję ci, kochany rejencie, idź-że odpocząć, proszę, dosyć mi, że wiem, iż nie ma niebezpieczeństwa; bardzom panu wdzięczna.
Kornelia dla rozpytania o córkę leśniczego byłaby chętnie wstrzymała rejenta, ale ten cofnął się jak mógł najprędzej.
Hrabina też pożegnała natychmiast swą towarzyszkę i cofnęła się do swego pokoju.
Nazajutrz mowy o panu Krzysztofie już nie było, choć Kornelia kilka razy o nim zagadywała; równie też o córce leśniczego słuchać nie chciała hrabina, okazując widoczny wstręt do tej plotki, która na starej pannie wielkie robiła wrażenie.
Chociaż znacznie bledsza i jeszcze poważniejsza a bardziej milcząca, niż zwykle, pani Wanda nie skarżyła się na ból głowy, przegrywała kilka godzin nuty nowe, chodziła po parku, mocno się nim zajmując, wydawała rozkazy będąc nadzwyczaj czynną; — niepokój ducha tem się zdradzał, że na chwilę usiedzieć nie mogła i poruszała się gorączkowo dzień cały. Nikt pilniej nie mógł nigdy śledzić ruchów ukochanej osoby, nad pannę Kornelię zajętą odgadnięciem stanu ducha kuzynki, która się jej zwierzać nie miała zwyczaju.
Nawet w tych chwilach gdy serce gwałtownie wywnętrzyć się potrzebuje, hrabina była panią siebie i słówko za któreby się zadzierzgnąć można, nie wyr-