Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   19   —

Przed starym dworem w Pobogowszczyznie, który ostatni dziedzice chcąc po swojemu upiększyć, popsuli niesmacznemi przybudówkami w nowszym a raczej bez żadnego smaku, pomiędzy dwoma staremi lipami, na ławce z brusa dębowego, u stolika, siedział ubrany po wiejsku w surducie płóciennym pan Paweł. Patrząc nań z uwagą, można w nim było poznać brata Krzysztofa, lecz w twarzy jego rysach zmęczonej i zwiędłej, więcej było czynu a mniej myśli. Bystrzejszy wzrok patrzał śmiało w oczy temu co przed sobą spotykał. Mniej rycerstwa i dumy, mniej w nim było wdzięku, lecz za to coś wzbudzającego zaufanie i wiarę. Czytałeś w nim że marzyć nie umiał, że do walki był gotowym i że słowo mierzył z czynem, tak aby się jedno nie rozbijało o drugie.
Pan Paweł trzymał gazetkę w ręku, na którą rzucał roztargnionemi oczyma. Naprzeciw niego, bardzo skromnie ubrana siedziała kobieta rysów twarzy pospolitych i nie pięknych wcale, pełna zdrowia i spokoju na czole, dosyć rumiana i otyła. Strój jej czysty był, ale nie wyszukany i nie ułożony dla wdzięku, snać wiedziała, że piękną być nie mogła, a udawać piękności nie chciała. Za to na ustach miała uśmiech dobroci pełny. Blade oczy niebieskie, usta duże, nos kształtny ale spory, owal twarzy nieco za pełny, odznaczały gosposię. Była to żona pana Pawła, córka zamożnego kupca z miasteczka, która się jeszcze z nowem szczęściem męża i dostatkami jego oswoić nie mogła i zachowała dawną obyczaju prostotę, choć może marzyła o czem innem. Stojąca przy niej wysmukła i piękna dziesięcioletnia dziewczynka, wesoło spoglądała na matkę i robiła ową podwiązkę, od której panienki poczynają swój zawód jako od wstępu do skomplikowanej pończochy. Tuż za siostrą stał słuszniejszy od niej chłopak w siermiężce, podobny trochę do ojca, trochę do matki, dziarski i żywy a niespokojny. Książkę złożywszy patrzeć się dokoła zdawał, gdzieby mógł jakiego figla wypłatać. Między siostrą