Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   84   —

kogo innego posunąć, i sparaliżować te głupie konkury. Liza nie umie się też do niego wziąć!
— O co to, bardzo przepraszam — przerwała żona — ja bacznie każdy krok jej uważam. Gdyby miała tę myśl, a pewno jej to do głowy nie przyszło, nie mogłaby rozumniej postępować. Dziewczyna ma takt i instynkt wrodzony, jak rzadko.
— Ale on ją ma za dziecko.
— To nic, tem lepiej; niech no się tylko rozpatrzy, rozmówi, nazwyczai, no... zobaczysz.
Następnych dni znalazły się rozmaite pozory wciągania pana Teodora, to na obiad, to na wieczerzę, na folwark. Liza i Misia bawiły starego kawalera, a starsza, którą bolało, że ją za dziecko uważał, popisała się przed nim z niektóremi czytanemi książkami, dowodzącemi okrutnej emancypacyi. Matka nie znając tych dzieł, nie mogła ocenić postępowania córki. Pan Teodor ogromne oczy otworzył, i raźniej poszła rozmowa, która go wielce ubawiła.
Mimo to, mówił sobie ciągle, że ma lat ośmnaście, a on pięćdziesiąt i coś, i że... mogłaby być jego córką. Nie przypuszczał więc nawet podobnego związku.
Omylili się oboje państwo Zamorscy na charakterze starego kawalera, w którym wielki udział brało lenistwo. Jakkolwiekby mu się uśmiechało wziąć tak śliczną, młodziuchną dziewczynę, obawiał się tego więcej, niż pragnął. Dreszcz go przechodził na myśl niepokoju, jakiby to szczęście wniosło z sobą do domu. Młodziuchną pani musiałaby się bawić, jeździć, trzpiotać; a staremu kawalerowi uśmiechał się już spokój domowy, cisza błoga i to szczęście bierne, które daje usunięcie się od walki i prądów gorętszych żywota.
Hrabina Wanda, która przeszła szkołę doświadczenia, była dlań ideałem; zdawało mu się, że i ona potrzebowała tylko odpoczynku i owej błogiej ciszy, pół-snu, pół-marzenia, dolce farniente wśród zbytku i miłych stosunków przyjacielskich.