Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A mohorycz? — pocichu rzekł Chwedko.
— To do Jermoły należy! — zawołał Szmul — ale kiedy się nie targował, nie płacicie już za wódkę: niechaj mohorycz będzie odemnie.
Marysia rzuciła sznurek z użewką, którego używano do noszenia drewek, i Chwedko zamknąwszy drzwi począł chodzić za kozą, która domyślając się jakiéjś zdrady, wymykała się łapiącym. Żyd zniknął już za drzwiami.
— A toście się we dwóch popisali — zawołała szynkarka, widząc że gospodarz wyszedł — tfu! mieliście co kupować: starą kozę za dwadzieścia złotych... Na jarmarku byłoby ich trzy młode za te pieniądze.
Zmilczeli starzy i uwiązawszy sznurek do rogów, wyprowadzili zdobycz swoję. Jermoła aż drżał z radości, łzy mu płynęły z oczu, a kuma całował.
— Otóżeś mi dogodził... niech ci Bóg płaci — wołał zcicha.
— Ale teraz już się Szmulowi ani na oczy nie pokazywać — westchnął Chwedko, mierząc niebezpieczeństwo, na jakie się naraził. — By-