Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobre jakieś widać było panisko.
— Karaj Boże do wieku — odparł łzy ocierając stary — nie ma już na świecie takich ludzi: to mi był brat i ojciec!... Mieszkał ot tam, widzicie, gdzie sterczy komin starego dworu, ale za jego czasów to inaczéj wyglądało.... Ho! ho! taki był u niego ład i porządek w najmniejszym kątku, że na szerokim dziedzińcu słominkibyś niepotrzebnéj nie znalazł; a dziś to chlewy i rozwaliny!
Stary westchnął ciężko i tak mówił daléj:
— Z domu bardzo rzadko wyjeżdżał, do niego téż nieczęsto ludzie przybywali; wszakże gość się czasem trafił, a choć jak w klasztorze, nie było u nas smutno we dworze, bośmy się zawsze i on i my koło czegoś krzątali: gospodarzył, polował, ogródek swój porządkował i czyścił, a chwili nie spróżnował. Lubił konie, psy, polowanie, drzewa, czasem nawet na rybę chadzał, i ot tak czas płynął, żeś się nie obejrzał, jak drugi koniec roku zobaczył. Nieżonaty był i sam jeden