Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szkody popilnowawszy, daléj już i samo nie pójdzie; człowiek tyle tylko że popatrzy zdaleka, huknie, a przez resztę czasu może się swobodnie bawić jak mu się zechce.
— E! co mi to za rozkosz — przerwał młody chłopak — kiedy ludzi nie ma....
— Toż nas tam bywała gromada, a jak nałożymy gdzie ognia w łozach na hrudku, albo w lesie przy starym pniu spruchniałym, napieczemy kartofli, napieczem grzybów i syrojeżek, przysmażym przyniesionéj słoninki, co to bywała za uczta! A jak poczniemy śpiéwać, a lasy nam wtórować, aż się serce raduje, tak pieśń nasza daleko rozlega się i leci.
To téż kiedy mnie raz pan nasz, dawniejszy dziedzic, świéć Panie duszy jego, napotkał w lesie idąc ze strzelbą na polowanie, zagadał do mnie, a coś mu się widać z oczu podobałem i zażądał mnie zaraz do dworu na kozaczka; samemu Panu Bogu wiadomo, jak mi się tam iść nie chciało!
— Aha! toście dworsko służyli!
— Całe życie, mój synku, całe życie!