Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wił się i opamiętać nie mógł: otworzył usta, chciał jakieś imię wywołać i wahał się, obawiał, nie śmiał, zwątpiwszy gdzie się znajduje.
Aż na krok cofnąwszy się, zjawisko owe zawołało:
— Wszakto stary Jermoła?
— A! to Horpyna! to wy jejmościuniu.... — poprawił się staruszek.
— Co ty tu robisz?
Zmieszał się biédny zbieg, i co miał odpowiedzieć, nie wiedział przelękły.
— Sam jeden jesteś?
— Nie jejmościuniu, z Radionkiem.
— Uciekliście z Popielni? Mów, co się stało?
Przed znajomą i życzliwą nie było co taić: wyspowiadał się Jermoła. Słuchała go z podziwieniem, oburzeniem, zamyślona, może niebardzo rada ze swojéj strony, że się ktoś znalazł, co o jéj pochodzeniu mógł tu rozpowiadać, gdzie ona je taiła, chcąc za szlachciankę uchodzić; ale z litości i przywiązania do dziecka, nie odmówiła pomocy i rady.