Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dlaczego wrócić nie mają? — zawołał Radionek. — Ja nic nie zapomniałem, o! nie! Choć mi zabraniali, lepiłem sobie garnki z gliny, którą mi przynosił Iwanek: i polewę pamiętam. Założym znowu piec, zobaczycie jak to pójdzie!
Tak gwarząc, usnęli znużeni obadwa, a gdy się ocknęli obudzeni przez wilgę, która im kuła nad głową przyśpiewując, dzień już szarzał dobrze: mgła się była rozpostarła gęsta. Stary porwał się żywo i poczęli iść daléj ku północy, kierując się mchami na drzewach.
Wnętrze puszcz naszych, jakkolwiek wytrzebionych i wyciętych, zniszczonych i powypalanych, jeszcze przypomina stare dzieje świata: są w nich miejsca dzikie, samotne, ledwie stopą ludzką dotknięte, zagęszczone, splecione, przez które człowiekowi przedrzéć się trudno. Tam zwierz dziki zakłada gniazda swoje, i odpoczywa z szumem tylko drzew nad głową. Walące się tu od wichrów kłody, spadają jedne na drugie i próchnieją stosami, porastając mchami i krzewami; oplata je chmiel dziki, opasują bujne chwasty. Tu i owdzie sączy się przez