murowanym dworem, zimno w chacie; chléb mu nasz i woda smakować nie będą.... Jermoła wyda się uprzykrzonym gdérą. Nie! głupim, głupim! trzeba było uciekać, wynieść się z nim daleko, gdzieby mnie nie znaleźli i wydrzeć mi go nie mogli.
Kozaczycha słuchała ruszając ramionami, rzucała po słówku, ale wiedząc, że wielkiéj boleści trzeba się dać wypłakać i wynarzekać, nie przeszkadzała Jermole. Co krok stary potrącał o nowe jakieś wspomnienie dziecka w téj izdebce, która pełną ich była jeszcze: tam rzucona siermiężka stara, owdzie garnuszek malowany jego roboty, piérwsza polewa kwiecista którą się tak cieszył; owdzie czapeczka rogata poleska, którą kładł na zimę, wyszywana ponsowemi sznurkami, ulubiona dziecinie, ławeczka na któréj w kątku siadać lubił, miska z któréj jadał, koźlę co becząc za nim tęskniło....
— O! tu, choć sobie o ścianę głowę rozbić — zawołał Jermoła — ja tu żyć bez niego nie potrafię! Zdaje mi się, że umarł mój chłopak....
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/257
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.